.
Wiatr
Dla Pana Czesława Miłosza
Najpiękniej jest wtedy,
gdy człowiek drugiemu ocali życie.
Wiatr
Przepędza obłoki,
Biegnie między jałowce, gdzie dęby, jesiony
I stoi dom. -
Okiennice proste, zamykane z zewnątrz.
Teraz jednak otwarte. W środku światłocienie.
Słońce ponad widnokręgiem,
Jak snopy rozrzuca ukośne promienie.
Od okna do okna. Poprzez liście klonu
Widać pokój. Na stole nietknięta kolacja,
Lampa zapalona.
Na krześle pod ryngrafem
Niedbale koszula rzucona,
Lecz nie widać sprawcy.
Wiatr
Przepędza nad ogrodem białe obłoki.
Przed wejściem do budynku parterowy ganek.
W tej chwili pusty.
Przy schodach rośnie tymianek
Dający siłę. Chłopiec nad swój wiek wysoki
( Może więc w tymianku z bylicą był kąpany).
Teraz osłonił oczy od gęstego dymu,
Szakaliki przy ogniu zaścielały ziemię.
Blisko biegła granica Bizancjum i Rzymu,
Lecz tuż, w chaszczach indiańskie koczowało plemię.
Za siedziska służyły mu ( zamiast plecionek)
Chybione przez sosnę igły. Do łuków lotki
Zrobiono z indyczych piór. A mocny kordonek
Z domowej tkalni wzięto do cięciw - dwa motki.
Teraz jednak łuki nieprzydatne nikomu
Bo wszyscy odbiegli. A dostawszy naganę
Za zniszczone spodnie kolację jedli w domu
(Każdy w swoim). Lecz stop a nietknięty tymianek
Pozostał. Pomiędzy drzewami księżyc wschodził.
Cień kuny, mech i pełne zapachu powietrze.
Wołano chyba z domu, lecz głos nie dochodził.
Więc młodzieniec patrzył i drżał jak ja na wietrze.
Wiatr
Przepędza obłoki i biegnie między jałowce.
Okiennice otwarte, w środku światłocienie.
W mglistym klimacie wzruszenie odbiera mowę.