Tryptyk - w Rzymie

Rozmowa

 

Jak nie, jak tak. Na Jowisza!

Aż się zlękłam. Wracam z rynku,

Kosz ciężki, kwiaty niosę w ręku.

Ale przecież dobrze widzą. Może inna stola,

Lecz włosy tak samo w kok spięte. I twarz

Jak odbita w jej ręcznym lusterku - 

Przeglądałam się kiedyś,

Podobno etruska robota, przepiękne.

 

Opowiadaj dalej.

 

Ledwie wczoraj przecież

Znaleziono naszą panią przy furtce w ogrodzie,

Gdzie trawa wysoka. Ukąsiła ją żmija.

Nie minęła chwila, wezwano medyka. 

Przechodziłam przez atrium. Leżała,

Policzki ubarwione ochrą, rzęsy antymonem.

 

Widziałam.

Jakby była żywa.

Nieszczęsna.

Zawsze sama. A pamiętam - mówiła:

Kto chce, by go kochano, musi być cierpliwy.

A więc był mężczyzna. Lecz na co sięzdało

Czekać?

 

Tak blisko id majowych. Ale teraz za późno,

By mogła znaleźć werbenę,

Czyli łzę Junony, dzięki której zyskuje się miłość.

Trzeba kopać przy wschodzie Syriusza. A uprzednio

Dać na przebłaganie ziemi

Kilka plastrów miodu.

Nie wiedziałaś? Sama tak robiłam.

Ale czekaj

Może właśnie po to poszła do ogrodu...

 

Ach, jakbyś tam była.

A na rynku pewnie widziałaś jej siostrę.

O, właśnie przybyła.
Bezrozumne uwielbienie dla magii i cyrku.

Teraz idź do kuchni,

Gdzie jest twoje miejsce.