.
W ogrodzie
Tak niewiele minęło czasu,
Ale tamtej kobiety nieśmiałej i pragnącej kochać
Nie widuję już
A poznałabym ją.
Kiedy księżyc świeci i drzewa stoją jasne,
Ujrzałabym, jak wybiega
Pomiędzy jednolicie ciemne
Ściany ogrodu. A zawsze o krok
Wyprzedzając fałdy sukienki.
Cisza wtóruje zwiewnym stopom. Potem
Ona blada, na progu altany,
Nasłuchująca twoich kroków.
Tęskni.
Pamiętasz, lubiłam czekać
Śledząc zielonkawe odblaski na nieruchomej wodzie.
Ale to nie w tamtej zieleni,
Tylko w chłodnym pokoju
Zamknięta w ciemność stanęłam przed tobą,
Byś rozrzucił wokół moich ramion
Złoty piasek włosów,
Byś nakreślił krągłość bioder
Wspartych o kamienne płatki stóp.
Przyszłam drżeć
- zziębnięty posąg, w którym ledwo krąży
Obolała krew.
Tam był tylko stół i łóżko, i dwa krzesła,
Kiedy w żywe dłonie
Wziąłeś ciszę moich piersi.
Iskrą ust roznieciłeś szept:
" Otwórz oczy" Galateo.
Kiedy trawy pachną,
A powietrze pełne jest ptasich świergotów,
Pamiętam o tobie.
Bo jednak słodko,
Gdy namiętność przechodzi w upór a miłość
Pozostaje miłością.
W tym ogrodzie
Uczyłeś mnie chodzić na palcach,
Podpierałeś stopy porywistym szeptem. Wirowałam nad ziemią
Krągła, bosa, wiatr we włosach.
Teraz ziemia nie szepcze, nie podeprze.
Milczy.